Nie tylko alkoholicy zadają sobie pytanie: dlaczego JA? dlaczego mnie to spotyka? Również osoby współuzależnione zadają sobie podobne pytania, chociaż szukanie odpowiedzi ma po obu stronach uzależnienia zupełnie inny cel.

            Alkoholik chce to wiedzieć, żeby odzyskać kontrolę i dzięki temu nie musieć rezygnować z alkoholu, natomiast osoby współuzależnione chciałyby znaleźć odpowiedź na to pytanie, żeby móc wpłynąć na osobę pijącą i zapanować nad uzależnieniem – zrobić to za niego (za nią), przejąć kontrolę i w ten sposób doprowadzić do ograniczenia picia lub abstynencji.

            I tu zaczynają się „schody”, bo osoby współuzależnione także muszą uznać swoją bezsilność wobec alkoholu, muszą zrozumieć, że nie są w stanie pomóc tak długo, dopóki sam alkoholik nie zobaczy swojego uzależnienia.

            Na początku jest najłatwiej: „przecież poradzę sobie z tym”, „wpłynę na niego/na nią, żeby nie pił tak dużo” I rzeczywiście na początku często to się udaje, poprzez kontrolę wypijanych kolejek na uroczystości rodzinnej, straszenie odejściem, a później rozwodem, szukanie ukrytego alkoholu, płoszeniu pijących kolegów itd. itp. Na początku alkoholik jest skłonny poddać się tym rygorom dla „świętego spokoju”, jednak gdy tylko „urwie się z łańcucha” od razu traci kontrolę i wykorzystuje okazję, żeby wypić dużo więcej. Przy czym cały czas nie odbiera tych starań ze strony osób współuzależnionych jako wsparcie, lecz raczej jako presję, ograniczenie wolności, atak na siebie, co często przekłada się na przekonanie, że pije właśnie przez żonę/męża, no bo przecież gdyby nie presja z ich strony to na pewno dawno by sobie sami z tym poradzili.

            Nieskuteczność podejmowanych działań współuzależnieni traktują jako osobistą porażkę, a lęk przed oceną ze strony rodziny, otoczenia powoduje, że nie szukają pomocy, tworzą swoistą „koalicję” z alkoholikiem w ukrywaniu uzależnienia, jego skutków, a często biorą na siebie odpowiedzialność za naprawianie szkód spowodowanych piciem. Począwszy od usprawiedliwiania nieobecności w pracy, czy podczas uroczystości rodzinnych, poprzez załatwianie spraw, które alkoholik powinien załatwić, aż wreszcie podejmowanie starań mających skłonić osobę pijącą do leczenia.

            Leczenia uzależnienia? Na początku niestety nie!!! Koncentrują się na umawianiu wizyt do specjalistów, aby leczyć wątrobę, trzustkę, nadciśnienie, wrzody, do neurologa, rzadko do psychiatry, ale nie z powodu uzależnienia, tylko w związku z nerwicą, agresją, depresją, bezsennością – wszystkim, tylko nie uzależnieniem, nie zauważając kompletnie, że większość tych chorób jest spowodowana właśnie nadużywaniem alkoholu, a nie przyczyną picia!!!

Jeśli uzależnienie rozwija się nadal, osoby współuzależnione często zadają sobie pytania: „co ja robię źle, co jeszcze mogę zrobić, żeby on/ona przestał pić?”, „może rzeczywiście on/ona pije przeze mnie?”, „nie mogę nic zrobić, muszę nieść ten mój krzyż?!” a gdy do tego dodamy jeszcze narrację alkoholika: „beze mnie zginiesz, nie dasz sobie rady!”, „jesteś do niczego!”, „to przez ciebie piję!”, wpływa to bardzo destrukcyjnie na ich poczucie własnej wartości i nie mają siły, by samodzielnie, bez pomocy z zewnątrz, podjąć jakiekolwiek działania, aby uwolnić siebie, a często także dzieci, od ponoszenia konsekwencji picia, od agresji, często przemocy. Ogarnia je niemoc, często popadają w depresję, nerwicę, izolację od świata i wartości duchowych!

            Niestety – podobnie jak alkoholik, często upatrują cel w ograniczeniu picia lub abstynencji, nie zauważając potrzeby głębszej zmiany, wymaganej do trwałego poradzenia sobie z uzależnieniem. Podtrzymują iluzję alkoholika przez stwierdzenie: „jeśli nie będziesz pił to wszystko będzie dobrze!”, „jak nie pijesz to jesteś fantastycznym człowiekiem!”, co osoba pijąca chętnie wykorzystuje podejmując próby abstynencji i główną winą za powrót do picia obarcza właśnie osoby współuzależnione – no bo przecież on nie pił, więc spełnił ten warunek, którego wszyscy oczekiwali.

            I tak niestety to błędne koło może się toczyć całymi latami, ba – nawet przez dziesiątki lat!!!

Oczywiście – podobnie jak uzależnienie – tak samo współuzależnienie nie rozwija się z dnia na dzień, z miesiąca na miesiąc. Rozwija się powoli, często niepostrzeżenie zmieniając panujące w rodzinie schematy, rujnując więzi, wartości, komunikację!

 

 

                                                                                                            Krzysztof Jaźwiec

                                                                                                          „Strefa Trzeźwości”